NEWS
Dzika karta uciekła na dobre?
Penguins ulegli w chyba najważniejszym meczu tego sezonu zasadniczego Chicago Blackhawks 2:5. Mogliśmy wykorzystać potknięcia rywali z Florydy i Nowego Jorku i wskoczyć na pozycję dająca udział w playoffach. Niestety to się nie udało i Pens została ostatnia szansa, a dodatkowo muszą znów liczyć na łaskawość rywali.
Pens już od pierwszych sekund zaczęli napór i ostrzeliwanie bramki Chicago. Crosby świetnym rzutem na lód uniemożliwił oddanie strzału rywalowi. Szybka akcja i podanie Rusta wyprowadziło naszego kapitana na sytuację sam na sam, ale Sid nie miał zbyt wiele miejsca, żeby minąć Mrazka i ten zatrzymał jego strzał. Chwilę później podobną szansę miałby Nylander, ale obrońcy Blackhawks zdołali go uprzedzić i wybili gumę. Pierwsza kara powędrowała na nasze konto w szóstej minucie. Mimo kilku strzałów gości Jarry i spółka penalty kill poradzili sobie z przewagą Hawks. Kolejna kara powędrowała już na stronę gości i Pens dostali pierwszą okazję na wypracowanie gola w przewadze. Strzał Crosby'ego instynktownie obronił Mrazek. Hokeiści z Chicago podobnie jak nasz zespół zdołali obronić się przed utratą premierowej bramki tej nocy. Letang oddał groźny strzał, którego bramkarz Hawks nie zdołał zamrozić, ale żaden z naszych nie zdołał tego wykorzystać. W odpowiedzi Jarry zatrzymał strzał z dość małej odległości. W ostatnich sekundach Penguins zaliczyli jeszcze jeden wypad pod bramkę rywali, ale po końcowej syrenie wyświetlacz na tablicy dalej pokazywał 0:0.
Druga tercja to szybka kara dla Hawks, bo już w 57 sekundzie. Pens spędzili pod bramką rywali aż 2 minuty i 25 sekund. Świetne okazje mieli podczas PP Crosby, Guentzel i Letang, a po upłynięciu kary Rakell, ale w dalszym ciągu nie udało się wcisnąć krążka za linię bramkową. Petry był na granicy złapania kary, ale sędziowie uznali obronę za zgodną z przepisami. Tyle szczęścia nie miał Nylander, który powędrował do boksu kar za hooking w szóstej minucie. Archibald najpierw świetnie odebrał gumę rywalowi, a później wraz z Granlundem popędzili w kontrze, ale znów gola z tego nie zobaczyliśmy. Cieszył natomiast na pewno solidny PK. Niestety chwilę później zrealizował się ten czarny scenariusz dla Pens. Murphy pokonał bowiem Jarry'ego po strzale z niebieskiej, i to goście, jako pierwsi, wyszli na prowadzenie. Kolejne strzały, które leciały w stronę Mrazka były bronione lub blokowane. Po błędzie obrońców to Pens mieli kłopoty, ale zawodnik Chicago przestrzelił. Akcja poszła w drugą stronę i przed szansą stanął duet Jake-Sid, lecz ponownie nasz kapitan został zatrzymany przed goaltendera Blackhawks. Sędziowie również nie pomagali. Dwie kary dla rywali, a żadna z nich nie została odgwizdana. Kibice w hali byli wściekli. W międzyczasie Jarry utrzymał świetną obroną wynik. W trzeciej tercji Pens muszą rzucić wszystko, co mają, żeby odrobić straty.
Podobnie jak w drugiej tercji tak i w trzeciej Hawks bardzo szybko złapali karę, którą sędziowie wreszcie odgwizdali. Z kolei to nie był najlepszy power play w historii Pens. Problem z wejściem do strefy ataku i utrzymaniem tam krążka nie dały zbyt wielu szans. Kolejny niezły shift, ale ponownie lepsza obrona i bramkarz Chicago. W czwartej minucie Pittsburgh wrócił do gry w power play po karze za trzymanie Rusta. Rakell nie trafił do pustej bramki dosłownie z odległości 10 centymetrów. Odkupił, jednak swoje winy kilkanaście sekund później, gdy wstrzelił krążek prosto pod łopatkę Malkina, a ten nareszcie dał upragniony remis. Radość w PPG Paints Arena nie trwała jednak zbyt długo. Robinson najpierw sam zablokował strzał kolegi, który idealnie wpadł mu pod łopatkę kija i bez zastanawiania się uderzył, pokonując Tristana. Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy goście prowadzili już 1:3 po tym, jak krążek zaplątał się w naszym polu bramkowym. Czy Pens stać na szaloną pogoń w 9 minut? Przez 4 minuty nie wydarzyło się nic, co zmieniłoby rezultat. Na 4:11 po przewinieniu na Malkinie Pingwiny znów miały szansę na grę w power play. Teraz albo nigdy. W połowie przewagi Sully wycofał Tristana. Z przewagi nic nie wyniknęło, a Hawks, wybijając krążek o mało nie zamknęli meczu. Zatrzymał ich słupek. Co nie stało się wtedy stało się na 1:24 do końca. Na otarcie łez Heinen zdobył jeszcze gola na 2:4. Sully znów wycofał Jarry'ego i padła jeszcze jedna bramka dla gości.
Czy tym meczem Pens zamknęli sobie udział w playoffach? Bardzo prawdopodobne. Panthers mają nad nami dwa punkty, a Islanders jeden przewagi. Wszystkim zespołom został ostatni mecz do rozegrania. Ostatnie spotkanie sezonu zasadniczego, a może i ostatnie w całym tym sezonie Penguins rozegrają w piątek o godzinie 1:00 z Blue Jackets na ich lodzie.
Pittsburgh Penguins — Chicago Blackhawks 2:5 (0:0, 0:1, 2:4)
Bramki i asysty: 46. Malkin (PP) (Rakell); 60. Heinen (Petry, Archibald) – 29. Murphy (A. Wagner, Kaiser); 51. B. Robinson (C. Jones, A. Bjork); 51. Athanasiou (A. Bjork, B. Robinson); 59. T. Johnson (EN) (S. Jones, Dickinson); 60. Entwistle (EN) (Zajcev, Englund)
Penguins: Jarry (DeSmith) – Letang (A), Dumoulin, Rutta, Kulikov, Petry, P. Joseph – Rust, Crosby (C), Guentzel – Rakell, Malkin (A), Zucker – Granlund, Poehling, A. Nylander – Archibald, Carter, Heinen.
Blackhawks: Mrázek (Stalock) – S. Jones (A), C. Jones, Murphy (A), Kaiser, Zajcev, Englund, Mitchell – Dickinson, J. Toews (C), T. Johnson – B. Robinson, Athanasiou, A. Bjork – Joe. Anderson, Entwistle, Katchouk – R. Johnson, A. Wagner.
Komentarze