Robert Norman "Badger Bob" Johnson, urodził się 4 marca 1931 roku w Minneapolis (Minnesota), gdzie spędził młodość i uczył się grać w hokeja. Tu grał w drużynie szkoły średniej Minneapolis Central a potem na Uniwersytecie Minnesota pod wodzą legendarnego trenera John’a Mariucci. Po skończeniu studiów młody Bob służył jako medyk podczas Wojny w Korei. Gdy powrócił ze służby, znów zajął się hokejem, ale tym razem jako trener w najpierw w Warroad w Minnesocie, a następnie w liceum im. Roosevelta w swoim rodzinnym mieście, gdzie poprowadził szkolną drużynę do czterech tytułów mistrzów Minneapolis w sześć sezonów.

Sukcesy na szczeblu szkolnym zwróciły na Johnsona uwagę w światku hokejowym, co zaowocowało pierwszą oferą pracy na uniwersytecie. Johnson został pierwszym trenerem hokejowej drużyny Colorado College. Tu pracował przez trzy lata. Ani razu nie udało mu się wygrać więcej niż połowy meczów, ale biorąc pod uwagę, że prowadzone przez niego Tygrysy zaledwie dwa sezony przed jego przyjściem dokonały niebywałego „wyczynu” przegrywając wszystkie 23 mecze, postawienie przez Bob’a podupadającej drużyny z Colorado na nogi zostało uznane za duży sukces.

To zaowocowało angażem na Uniwersytecie Wisconsin, gdzie Bob objął stery istniejącej zaledwie od 3 lat drużyny. Tu usłyszał o nim świat. Przez 15 lat swojej pracy z drużyną Borsuków (stąd jego przydomek) obrócił raczkujący program hokejowy w narodową potęgę. Prowadzone przez niego ekipy zdobyły trzy tytuły uniwersyteckich mistrzów kraju (1973,1977,1981) oraz wicemistrzostwo (1982). W roku 1977 został uznany Trenerem Roku wśród trenerów wyższych uczelni. Po sezonie 1982, gdy przyjął ofertę z NHL, pozostawił drużynę w rękach swojego asystenta, Jeff’a Sauer’a, który poprowadził Borsuki do kolejnego mistrzowskiego tytułu w roku 1983.

Pierwsze podejście Johnsona do pracy w NHL miało miejsce w Calgary. W ciągu pięciu kampanii prowadzone przez niego Płomienie za każdym razem kwalifikowały się do playoffów, najlepiej kończąc sezon 1985/1986, gdzie skazywani na pożarcie Flames dotarli aż do finału ligi, gdzie jednak musieli obejść się widokiem Pucharu Stanleya unoszonego przez niewiarygodnie wówczas silnych Canadiens. W 1987 roku „Borsuk” opuścił Calgary i poświęcił się pracy w USA Hockey – amerykańskiej federacji hokeja, jako Dyrektor Wykonawczy. Funkcję tą sprawował do 1989 roku.

W 1990 roku sfrustrowany Craig Patrick, ówczesny generalny menadżer, szukał trenera dla niezwykle utalentowanej, ale himerycznej i niestabilnej drużyny Pingwinów. Postanowił zatrudnić „Badger” Bob’a. Tym razem Johnson, w przeciwieństwie do swojego pobytu w Calgary, dostał w ręce narzędzia godne swojego geniuszu. Oprócz talentu, który już na początku miał do dyspozycji, do drużyny dołączyli m. in. świeżo wybrany w drafcie Jaromir Jagr, Mark Recchi, Brian Trottier, Ron Francis czy Ulf Samuelsson. Lemieux i Jagr stworzyli najbardziej zabójczy duet napastników, jakiego hokejowy świat nie widział od czasów gdy na lodowych taflach postrach siali Wayne Gretzky i Jarri Kurri. Taki skład prowadzony przez takiego trenera nie mógł być i nie został powstrzymany. Pingwiny pewnie pomaszerowały do finału NHL, gdzie pokonały w sześciu meczach Minnesota North Stars – drużynę z rodzinnego miasta „Borsuka”, a on sam uniósł nad głowę Puchar Stanleya.

Grób Johnsona na cmentarzu Evergreen w Colorado SpringsSzczęście Bob’a nie trwało jednak długo. W sierpniu 1991 roku, podczas przygotowań reprezentacji USA do turnieju Canada Cup, Johnson doznał wylewu krwi do mózgu. Choć przeżył on to zdarzenie, diagnoza lekarzy okazła się fatalna: przyczyną wylewu był bardzo rozwinięty guz mózgu. Choć sytuacja wydawała się beznadziejna, Bob, tak jak przez całe życie, pozostawał optymistą. Do ostatnich dni życia pozostawał trenerem, analizując mecze na zapisach wideo i kontaktując się z Pittsburghiem drogą telefoniczną i faksową. Ostatecznie jednak nowotwór zwyciężył i „Badger” Bob Johnson zmarł 26 listopada 1991 roku w wieku 60 lat. Po jego śmierci stanowisko tymczasowego trenera do końca sezonu objął Scotty Bowman, a w poświęconym pamięci „Borsuka” sezonie, Pingwiny znów nie dały nikomu szans, zwyciężając w finale Chicago Blackhawks w 4 meczach. W 1992 roku Johnson został pośmiertnie włączony do Galerii Sław NHL, a także jego nazwisko po raz drugi zostało wygrawerowane na Pucharze Stanleya, gdyż, jak sam stwierdził Scotty Bowman, „trenerem tej drużyny był i pozostanie Bob Johnson”.

Johnson wsławił się w historii hokeja nie tylko sukcesami swoich drużyn, ale i charyzmą, świetnym podejściem do swoich zawodników i wreszcie niezwykłym optymizmem. Szczególnie ta ostatnia cecha stała się znakiem firmowym trenera. Johnson za wszelką cenę starał się dostrzegać pozytywne punkty w grze swoich drużyn. Mike Eaves, który grał dla „Badger’a” zarówno na Uniwersytecie Wisconsin, jak i w Calgary Flames, wspomina szczególnie sytuację, gdy podczas jednego z meczów NHL na własnym lodowisku Płomienie bardzo wysoko przegrywały, a Johnson przez niemal całą przerwę rozmawiał z graczami o tym, jak świetnie wyglądała ich gra podczas jednej z przewag liczebnych i jak blisko byli zdobycia bramki. Ów naturalny, wrodzony optymizm wyraża najlepiej jego najbardziej znane i ulubione powiedzenie – „To wspaniały dzień na hokej!”. Ta fraza stała się mottem i (w skróconej wersji) sloganem marketingowym drużyny z Pittsburgha. Można je znaleźć na ścianie szatni Pingwinów, nad jednym z wejść do Consol Energy Center, ale także w Kohl Center, gdzie swoje mecze rozgrywa drużyna uniwersytecka Borsuków. Mimo tego, że był trenerem Pingwinów jedynie niewiele ponad sezon, wpływ jaki „Bagder” Bob Johnson wywarł na klub Pittsburgh Penguins pozostaje ogromny po dziś dzień. Pamiętajmy zatem o człowieku który postawił jeden z fundamentów pod sławę naszej drużyny dziś, gdy będziemy oglądać mecz z Montreal Canadiens i zawsze, gdy drużyna w złoto-czarnych strojach wyjedzie na lód.