Felieton: Fenomen Bylsmy?

Przed sezonem dużo mówiło się o zwolnieniu Dana Bylsmy z posady głównego trenera Penguins. Dywagacje na ten temat spowodowane były słabą postawą jego podopiecznych w kolejnych już rozgrywkach fazy play-off. Tym razem, prowadzona przez 43-letniego Amerykanina drużyna, w finale Konferencji Wschodniej, w kompromitującym stylu uległa Boston Bruins, przegrywając wszystkie cztery spotkania. Rozgoryczenie fanów było tym większe, że po naprawdę potężnych wzmocnieniach jakich dokonał GM organizacji Ray Shero (sprowadzenie Iginli, Morrowa, Murraya, Jokinena), Pingwiny były stawiane w roli głównego faworyta do zdobycia Pucharu Stanleya.

Włodarze drużyny z Pittsburgha nie zdecydowały się jednak na tak drastyczny ruch, a do sztabu szkoleniowego dołączono jedynie doświadczonego Jaquesa Martina.  Brak zwolnienia Bylsmy spotkał się ze sporą dezaprobatą. Nie zmieniło się to nawet po dobrym starcie w rozpoczętej w październiku kampanii i prawdopodobnie w wielu przypadkach nie zmieni się to aż do zakończenia sezonu zasadniczego. Wiele osób twierdzi bowiem, że Bylsma jest trenerem dobrym, jednak niewystarczająco dobrym, aby poprowadzić drużynę w play-offach, mimo sukcesu w 2009 roku. 

Prawdziwym testem dla trenera Penguins są ostatnie spotkania, a właściwie ostatnie tygodnie, kiedy to raz po raz Pittsburgh obiegała informacja o kontuzji któregoś z graczy. Obecnie sztab szkoleniowy musi radzić sobie bez czterech czołowych defensorów w postaciach Orpika, Letanga, Scuderiego i Martina, do których dołączył zawieszony na pięć spotkań za atak na Justina Abdelkadera - Deryk Engelland. Kolorowo nie jest także w formacjach ataku. Niezdolni do gry są Małkin, Bennett, Megna, Glass, Ebbett, a przecież dopiero niedawno po długiej przerwie do składu dołączył Kobasew. Do listy dorzucić można jeszcze Jamesa Neala, który otrzymał od wydziału dyscypliny karę pięciu spotkań zawieszenia za atak kolanem na głowę leżącego na lodzie Marchanda. Nie myślcie, że inaczej jest z obsadą bramki. Od początku sezonu, w wyniku zakrzepu krwi w miednicy, mecze z trybun ogląda Tomas Vokoun, który na szczęście jest bliski powrotu do zdrowia.

Mimo wszystkich tych ubytków, Pingwiny prowadzą w Konferencji Wschodniej i zajmują trzecie miejsce w tabeli całej ligi. Ostatnie tygodnie, a zwłaszcza kilka ostatnich spotkań pokazuje, jaką głębią składu dysponuje Bylsma, zwłaszcza w formacji defensywnej. Przed sezonem nikt nie spodziewał się chyba, że Olli Maatta będzie grał pierwsze skrzypce, na lodzie spędzając ponad 20 minut na mecz. Powołani z AHL Despres, Bortuzzo, Samuelsson i Dumoulin radzą sobie wyśmienicie, biorąc pod uwagę to, jak marne doświadczenie w NHL posiadają (najwięcej spotkań z wyżej wymienionych zawodników rozegrał Simon Despres - 62).

Także z przodu, zawodnicy grający głównie na zapleczu najlepszej hokejowej ligi świata spisują się przyzwoicie. Na ustach wszystkich kibiców Penguins jest przede wszystkim Jayson Megna, którego Ray Shero zdecydował się zatrudnić w zeszłym sezonie, mimo iż jest to zawodnik nigdy nie draftowany. 23-latek zdobył w tym sezonie cztery bramki, sympatię kibiców zaskarbiając sobie zaangażowaniem i nieustępliwością.

W zdziesiątkowanym zestawieniu ważną rolę odgrywa także Chris Conner. Po kontuzji Chucka Kobasew, Conner wskoczył do trzeciej linii i łatwo nie da się z niej wygryźć. Zdobywca trzech bramek, mimo niewielkiego wzrostu zostawia na lodzie dużo zdrowia i jeszcze więcej serca. Podobnie sprawa ma się z Harrym Zolnierczykiem, który mimo dobrej gry na bandach jest często pomijany przez Bylsmę przy ustalaniu składu, a wydaje mi się, że mógłby dać zespołowi więcej niż będący w słabej formie, wracający po kontuzji Kobasew.

Czy to fenomen szkoleniowca Penguins? Być może. Być może to właśnie Bylsma tak potrafi tych chłopaków zmotywować i przygotować, że na lodzie zostawiają więcej niż, wydawałoby się, są w stanie. Być może taki wpływ na grę drużyny miało zatrudnienie wspomnianego wcześniej Jaquesa Martina. Ja jednak przyczyny tak dobrych występów szukałbym gdzie indziej. Zdecydowanie głębiej.

Mało kto rozpoznaje Johna Hynesa. 38-letni Amerykanin jest głównym trenerem afiliacji drużyny z Pittsburgha - Wilkes-Barre/Scranton. Po objęciu posady w 2010 roku, już w pierwszym sezonie pracy z WBS zdobył mistrzostwo sezonu regularnego AHL, wygrywając 58 spotkań co było drugim wynikiem w historii ligi. Za tą kampanię został uznany trenerem roku. W każdym z trzech sezonów prowadził zespół do play-offów, mimo iż problemy z kontuzjami Penguins powodowały, że na długie okresy czasu tracił swoich najlepszych zawodników. Przez te trzy lata przygody z "Pingwinią Afiliacją" zanotował imponujący bilans 148-76-8 (Zwycięstwa - porażki - porażki po dogrywce/rzutach karnych).

Hynes świetnie przygotowywał do gry swoich zawodników. Byli oni wyróżniającymi się zawodnikami American Hockey League, ale przede wszystkim, gdy zostawali powoływani na mecze NHL, nie widać było różnic między nimi, a bardziej doświadczonymi graczami. Dużo Pingwinom dawali swoimi występami Bortuzzo, Despres czy Bennett. Z WBS do NHL przebił się także Eric Tangradi, a epizody zaliczał twardo grający Ryan Craig czy Steve MacIntyre.

Pod skrzydłami Hynesa świetnie w AHL rozwijają się młodsi zawodnicy, których rzesza wspiera w trudnych okresach drużynę z Pittsburgha. Amerykanin wpoił jednak swoim zawodnikom przede wszystkim pewność siebie, która jest niezbędna do dobrych występów na poziomie NHL.  Każdy z tych chłopaków, wchodząc do najlepszej hokejowej ligi świata, gra bez kompleksów. Strzelają, asystują, rozbijają rywali na bandach. Jayson Megna i Brian Gibbons w swoich debiutach zdobywali bramki. Zwłaszcza pierwsze spotkanie tego drugiego było niezwykłym wydarzeniem, bowiem po bramce i asyście został wybrany zawodnikiem spotkania z Ducks wygranego przez Penguins 3:1.

Jeżeli Penguins po raz kolejny nie zdołają zagrać w finale Pucharu Stanley'a, los Dana Bylsmy prawdopodobnie będzie przesądzony. O końcowe zwycięstwo będzie niezwykle trudno, bowiem Konferencja Zachodnia jest w tym roku piekielnie mocna, jednak przy mocno kontrastującej z nią Konferencji Wschodniej, finał play-offów jest celem minimum jaki powinien zostać postawiony sztabowi szkoleniowemu Pingwinów.

Zakładając, że Bylsma pożegna się z posadą, postawiłbym w przyszłym sezonie właśnie na Johna Hynesa. Posunięcie ryzykowne, biorąc pod uwagę doświadczenie Amerykanina, jednak kto nie ryzykuje ten szampana nie pije, czyż nie?

Łukasz Burzyński

Komentarze

POLECANY ARTYKUŁ
Zobacz film dokumentalny "Pittsburgh is our home"
Film przygotowany specjalne z okazji 50-lecia istnienia klubu.