Dlaczego gramy w hokej - Pascal Dupuis

Przeklejamy tłumaczenie artykułu opublikowanego kilka dni temu na zaprzyjaźnionym portalu NHLw.PL, w którym to Pascal Dupuis opowiada o swoich przeżyciach z tego sezonu, o tym co przeżywał w trakcie zakończenia kariery i jaka jest jego obecna rola w zespole. Świetna lektura na popołudniową kawę!

Przedstawiamy kolejne tłumaczenie fenomenalnych tekstów ukazujących się na łamach portalu The Players Tribune, tym razem jest to historia Pascala Dupuisa hokeisty Pittsburgh Penguins walczących obecnie o Puchar Stanleya. Duper zakończył w trakcie tego sezonu karierę i teraz tylko z boku może dopingować kolegów w nadziei że dzięki nim nawet jak "emeryt" podniesie jeszcze Stanley Cup do góry. Przekład oryginalnego tekstu możecie przeczytać poniżej.

Na kilka godzin przed meczem jedna z moich nóg była dwa razy większa od drugiej. Byliśmy w Edmonton, był listopad. Przygotowywałem się w przejściu, jak zazwyczaj ćwiczenia szybkościowe. W pewnym momencie spojrzałem w dół i zobaczyłem, że moja prawa noga jest spuchnięta.

Jeśli walczysz z zakrzepami to jest ten moment, którego boisz się najbardziej. Twoje ciało zaczyna cię oszukiwać. Nie możesz temu zaprzeczyć. Co więcej, nie potrafisz z tym walczyć.

Wróciłem do szatni i przebrałem się. Musieliśmy jechać do szpitala. Kiedy wychodziłem z naszym klubowym doktorem jeden z moich kolegów złapał mnie, przytulił mocno i rozpłakał się.

Nie znowu, Duper. Żartujesz, znowu?

W tym momencie zorientowałem się, że muszę nakreślić pewną granicę. Ludzie nie martwili się tylko o to, że nie będę mógł grać, martwili się też o moje życie.

Zadzwoniłem do żony i powiedziałem, Kochanie, jadę do szpitala. Muszą sprawdzić co się dzieje, bo poczułem, że coś jest nie tak. Oczywiście żadna żona nie chce usłyszeć takich wieści. Kilka tygodni wcześniej, kiedy byliśmy w San Jose, przeprowadziliśmy podobną rozmowę. Doszło do tego, że nie oglądała już moich gier, nie przychodziła na lodowisko. Bała się, że mnie straci.

Należy jej się ogromny szacunek. Nigdy nie powiedziała słowa. Miała nadzieję, że przestanę, ale nie powiedziała nic, bo wiedziała, jak wiele hokej dla mnie znaczy. Przyrzekłem, że jeśli poczuję, że coś jest nie tak, bez pytań pojadę od razu do szpitala.

Wszyscy byli wystraszeni, a ja - szczerze mówiąc - byłem nieświadomy. Moje myśli podążały tylko w jedną stronę - hokej. Ale nieprzyjemne rozmowy z moją żoną stały się rutyną.

ChZOjd_VEAAlm29

6 grudnia, kiedy graliśmy w Anaheim, zadzwoniłem do niej i powiedziałem, że to mój ostatni mecz. Nie uwierzyła mi. Kiedy w końcu zorientowała się, że nie żartuję ulżyło jej (chociaż założę się, że jakbyście teraz zapytali, powiedziałaby, że czasem mógłbym wyjeżdżać na dłużej, a nie zawracać jej głowę non stop).

Dwa dni później ogłosiłem publicznie swoją decyzję. Wziąłem całą swoją rodzinę i mój hokejowy sprzęt do Quebec. Kiedy po świętach mieliśmy wracać do Pittsburgha i pakowałem rzeczy specjalnie zostawiłem cały swój hokejowy dobytek w garażu. Tak na wypadek, gdyby mnie nie korciło.

Po tym tylko raz wyjechałem na lód. Po to, żeby pomóc trenować mojego dziesięcioletniego syna. Byłem tam największym dzieciakiem. To powstrzymało mnie przed powrotem do Quebec po mój sprzęt.

Będąc profesjonalnym graczem miewasz ogromne skoki adrenaliny, kiedy wyjeżdżasz na lodowisko przed wielotysięczną widownię. Nic nie może tego zastąpić. Każdy może czasem czuć się gorzej, nieważne kim jesteś. Ale jeśli grasz zawodowo w hokeja i możesz wyjechać na lód, ustrzelić gola, czy choćby przybić rywala do bandy i usłyszeć okrzyki osiemnastu tysięcy ludzi, którzy ci kibicują, wszystkie problemy świata nagle znikają.

Kiedy to znika nagle wszystko się komplikuje.

Wtedy, kiedy powiedziałem żonie, że kończę z tym sportem z tyłu głowy miałem zupełnie inne myśli. Pół roku. Za sześć miesięcy wyzdrowieję i wrócę.

Wiem, że to chore, ale kiedy Pens zrobili kilka ruchów przed zamknięciem okienka transferowego i wszyscy wiedzieli, że nie wrócę na lód w tym sezonie regularnym z powodu limitu klubowej czapki płac, myślałem tylko o play-offach (przyp. tłum. podczas fazy pucharowej zasady salary cap nie obowiązują).

Kiedy „Pingwiny” zaczęły grać świetnie w marcu oraz kwietniu i nagle stały się jednym z faworytów do Pucharu, było jeszcze gorzej. Oglądanie spotkań w telewizji było łatwe, ale przebywanie na lodowisku z wszystkimi moimi kolegami to zupełnie inna bajka. Ciężko wytłumaczyć, co czułem, komuś, kto tego nigdy nie przeżył.

Cira0_zXEAASiyH

Podczas play-offów pozwolono mi zostać specjalnym asystentem drużyny. Ale kiedy jestem na hali naprawdę trudno jest mi zostać w garniturze. Czuję się, jak klaun. Więc przebieram się razem z chłopakami w dresy i ćwiczę z nimi przed meczami. Czasami jeżdżę na rowerku, jak maniak – jakbym miał zaraz zagrać w meczu numer siedem finałów. Kiedy chłopacy się rozgrzewają w pokoju za siłownią ćwiczę z kijem i krążkami. A kiedy przychodzi czas meczu wracam do garnituru i udaje się do boksu. Cokolwiek zobaczę w trakcie meczu, co mogłoby im pomóc, przekazuje im w czasie przerw.

Czyli wszystko gra? Nie, oczywiście, że nie. Chcę grać w hokeja. Ale nieważne jak bardzo boli to, że nie mogę tam być z nimi, zależy mi na tych ludziach. Chcę tylko pomóc im wygrywać.

Według trenera Sully’ego jestem kimś, kto powinien być zarówno na zdjęciu drużyny, jak i trenerów. Jestem kimś pomiędzy.

Co ciekawe, zacząłem zauważać pewne rzeczy oglądając play-offowy hokej z trybun. Zauważam różnicę w byciu szybkim, a graniu szybko. Nasi zawodnicy są szybcy, ale musimy także bardzo szybko podawać krążek. Nie chodzi o to, jak radzą sobie konkretni gracze. Pod względem dogrywania gumy z jednej strony lodowiska na drugą nie ma od nas lepszych w tej lidze. Testem dla tej teorii była seria z Tampa Bay.

Najgorszym uczuciem w życiu jest brak kontroli. Gra w meczu numer siedem jest tak naprawdę bardzo łatwa, czujesz się, że masz kontrolę nad tym, co może się wydarzyć. Oglądanie spotkania numer siedem z boksu nie było łatwe. To był koszmar.

Ostatnie trzydzieści sekund meczu spędziłem w tunelu. Sędziowie nie uznali gola do pustej bramki i Nick Bonino musiał wygrać trzy wznowienia z rzędu w naszej strefie obronnej.

Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby w Consol Energy Center było tak głośno. Kiedy na zegarze pojawiły się zera spojrzałem na twarze moich kolegów, w szczególności tych, którzy byli ze mną w 2009 roku. Po siedmiu latach wrócili na szczyt. To było coś specjalnego. To właśnie dlatego gramy i poświęcamy tak wiele.

Był też inny powód, dla którego ten moment był dla mnie specjalny.

Zaledwie pięć minut po pierwszym wznowieniu dostałem wiadomość od mojego ojca. Napisał, że moja babcia zmarła. Przez całe życie była sprzątaczką. Samotnie wychowywała dzieci, pracowała ciężko, by zapewnić swojej rodzinie jedzenie. Była typową szaloną hokejową matką, była dumna z tego, że jej wnuk dostał się do NHL. Była moją największą fanką.

Czasami, gdy byliśmy w rozjazdach zapominałem do niej oddzwaniać. Kiedy w końcu, po kilku dniach, znalazłem chwilę, mówiła, Wiesz co? Jeśli nie będzie dzwonił do swojej babci to anuluje subskrypcję na mecze!

I to, że nie mogłem grać w meczu numer siedem dla mojej babci było najgorszą rzeczą, która przydarzyła mi się odkąd zrezygnowałem z hokeja.

To nigdy nie będzie łatwiejsze. Z finałami nie będzie inaczej. Na szczęście w 2009 roku udało mi się podnieść Puchar nad głowę. Udało mi się wrócić z nim do domu, do Quebec. Teraz chcę, żeby moi koledzy też mogli to zrobić, poczuć to.

Dajcie im popalić, chłopaki. Nigdy nie wiecie, ile minut na lodzie wam jeszcze zostało.

Tłumaczenie: Karolina Łągiewka - NHLw.PL

Komentarze

POLECANY ARTYKUŁ
Zobacz film dokumentalny "Pittsburgh is our home"
Film przygotowany specjalne z okazji 50-lecia istnienia klubu.